Wielki egzamin małego szpitala

BYSTRZYCA KŁODZKA (inf. wł.). Nieduży szpital, w niewielkim mieście w ostatnim okresie stanął przed wielkim wyzwaniem. Dzięki ofiarności załogi, przy wsparciu wielu sojuszników poradził z nim sobie i teraz jest gotowy nie tylko stanąć do walki z ewentualną kolejną falą pandemii, ale i zawalczyć o lepszą przyszłość dla siebie i pacjentów, którym służy.



ROZMOWA Z JAROSŁAWEM SURÓWKĄ, PREZESEM BYSTRZYCKIEGO CENTRUM ZDROWIA

Po raz pierwszy w swojej długoletniej historii bystrzycki szpital został wskazany przez państwo jako ośrodek dla pacjentów zakażonych wirusem. Czy ta decyzja była zaskoczeniem dla jego kierownictwa i personelu?

- Wszystkie szpitale w kraju, wobec potęgującej się pandemii koronawirusa musiały być przygotowane na to, że w każdym momencie zostaną wskazane przez władze centralne jako ośrodki, w których będą organizowane oddziały covidowe. Liczyliśmy się z taką ewentualnością, dlatego nie było zaskoczeniem dla Bystrzyckiego Centrum Zdrowia, zarządzającego szpitalem, że wojewoda i u nas taki oddział umieścił.

Jakiego rodzaju działania organizacyjne podjęliście państwo, aby sprostać temu wyzwaniu?

- Nie ukrywam, że miały one szeroki zakres, bowiem infrastruktura tego szpitala, traktowanego jako zachowawczy, była ograniczona. Przypomnę, że na jego potrzeby jest wykorzystywany jeden budynek, w którym mieszczą się na co dzień oddziały interny i dziecięcy, zakład rehabilitacji i zakład opiekuńczo-leczniczy. Aby spełnić minimum wymagań dla wprowadzenia tzw. pacjentów covidowych, musieliśmy podjąć szereg przedsięwzięć. W efekcie przygotowaliśmy obiekt jako bezpieczny szpital zarówno dla pacjentów oddziału covidowego, jak i pacjentów niecovidowych oraz naszego personelu.

Otrzymaliśmy duże wsparcie od państwa, ale pewne rozwiązania musieliśmy sfinansować z własnych środków. W tym drugim przypadku mam na uwadze np. zakup kilku kabin służących dezynfekcji osób wchodzących do szpitala, zapewnienie części środków ochrony osobistej dla personelu. Na szczęście dysponowaliśmy respiratorami, jednak w trybie pilnym musieliśmy rozwiązać dostawy tlenu. Nasza instalacja tlenowa do normalnego funkcjonowania szpitala zachowawczego była wystarczająca, w sytuacji konieczności zabezpieczenia 60 pacjentów covidowych okazywała się niewydolna. Tym bardziej, że część tych pacjentów była bardzo intensywnie natleniana. W międzyczasie udało się nam przebudować całą instalację, a zwłaszcza tlenownię przy udziale funduszy otrzymanych od wojewody.

Przyznam, że były problemy z dostawami tlenu - nawet znaleźliśmy się w sytuacji zagrożenia ewakuacją pacjentów covidowych. Takie kłopoty, jak się później okazało, miała większość szpitali. Z czasem dostawy się ustabilizowały.


Między innymi z własnych funduszy zakupiono kabiny dezynfekcyjne

Czy załodze szpitala udzieliła się psychoza strachu powszechnie zauważalna wiosną ubiegłego roku, kiedy potęgował się koronawirus?

- Może bardziej niepokój o to, na jakich zasadach będzie funkcjonował nasz szpital. Bo w pierwszym momencie miał w całości zostać przekształcony na covidowy. Po długiej dyskusji z przedstawicielami Narodowego Funduszu Zdrowia i służbami wojewody przyjęto naszą argumentację. A ta sprowadziła się do tego, że ewentualne zamknięcie wszystkich oddziałów dotychczas w nim funkcjonujących spowoduje bardzo długi powrót do normalności tego szpitala. Z drugiej strony zależało nam na zabezpieczeniu w pewnym stopniu oczekiwań mieszkańców tej części ziemi kłodzkiej - proszę pamiętać, że mówimy o okresie, kiedy przychodnie są na telefon.

Wywalczyliśmy to, iż pacjent potrzebujący pomocy był u nas diagnozowany, mimo że w tym najtrudniejszym czasie pandemicznym musieliśmy zamknąć internę i rehabilitację, i odsyłany do oddziału wewnętrznego w Nowej Rudzie w ramach szpitala kłodzkiego. Po prostu bardzo nam zależało na tym, żeby mieszkańcom naszej gminy i ościennych zapewnić to minimum bezpieczeństwa medycznego.

Nasza załoga do całej tej sytuacji podeszła odpowiedzialnie i z dużą empatią, co jest np. zawarte w podziękowaniach od już byłych pacjentów.


Czy w czasie funkcjonowania szpitala w warunkach szczególnych we znaki dały się problemy zaopatrzeniowe np. w leki czy niezbędny sprzęt?

- Na pewno staraliśmy się jak najbardziej ograniczyć możliwość zakażenia się koronawirusem pacjentów niecovidowych i personelu. Pod tym względem byliśmy doskonale zaopatrzeni w wymagane środki. Oprócz tego od naszych pracowników, którzy mieli kontakt z osobami z oddziału covidowego, sukcesywne pobierano wymazy analizowane w szpitalu przy ul. Borowskiej we Wrocławiu, któremu serdecznie dziękuję za dotychczasową współpracę. Wobec pozostałego personelu, a więc z administracji i obsługi takie badania wykonywano dwa - trzy razy w miesiącu.

Zadbaliśmy o to, aby nasza załoga jak najszybciej przeszła szczepienia przeciw koronawirusowi. Pojawiły się one u schyłku grudnia ubiegłego roku.

Co do problemów zaopatrzeniowych, to przejściowo, na początku epidemii, odczuwaliśmy np. niedobór strzykawek. Jednak zatroszczyliśmy się o to, aby w żadnym przypadku nie zabrakło niezbędnych leków, przyrządów, w ogóle wszystkiego ważnego na ten czas.


Załoga szpitala była wśród pierwszych grup poddanych szczepieniom ochronnym

Z tego, co wiem, z pomocą szpitalowi ruszyli ludzie i podmioty dobrej woli?


- Pomoc nadeszła z wielu stron. Dla nas było to miłym zaskoczeniem i niezwykle budujące, bo za tymi gestami szło przecież i podziękowanie za to, że mieszkańcy dotknięci koronawirusem w większości byli hospitalizowani w niedużej odległości od domu. Odebraliśmy to wsparcie jako wdzięczność za opiekę, bardzo dobrą obsługę ze strony personelu, pochylanie się nad każdym pacjentem.

Oczywiście, zdarzały się przypadki zgonów - jeden mieliśmy wśród personelu. Cała załoga szpitala wykazała się ofiarnością. Idąc do pracy lekarze, pielęgniarki, salowe czy inny personel nie martwili się tak o siebie, jak bardziej o to, czy do domów nie wniosą zakażenia. Ta wdzięczność ze strony społeczeństwa jest czymś więcej niż laurką, też pokazuje jak bardzo ważne jest istnienie szpitala w Bystrzycy Kłodzkiej.

 
Jak pan ocenia ten covidowy okres w podległej sobie placówce?

- Pracowaliśmy w towarzystwie wielkich emocji i bez patrzenia na zegarek. Załoga, jako zespół, stanęła na wysokości wyzwania. W mojej ocenie - generalnie wszyscy zdaliśmy egzamin, bo przetrwaliśmy ten najtrudniejszy okres.

Czy dziś szpital BCZ powrócił do normalności?


- W dużej mierze tak. Jesteśmy bezpieczni, przyjmujemy pacjentów, wróciliśmy do roli szpitala zachowawczego.


Nie ma mowy o likwidacji tak potrzebnej placówki

Minister zdrowia nie ukrywa, że obawia się tzw. czwartej, jesiennej fali nawrotu koronawirusa. Czy szpital BCZ-u jest brany pod uwagę jako ewentualny ośrodek ponownie podejmujący pacjentów zakażonych covidem? Pytam o to m.in. w kontekście pojawiających się informacji o rychłym zamknięciu placówki...

- Parafrazując klasyka powiem, że informacje o likwidacji czy nawet śmierci szpitala są przedwczesne, bo nie ma takich planów. Przeciwnie, z panią burmistrz pracujemy nad poszerzeniem zakresu naszej działalności medycznej. Chcemy wyjść z dodatkowymi ofertami z zakresu ochrony zdrowia, aby w jeszcze lepszym stopniu zaspokoić oczekiwania naszej społeczności.

Natomiast co do czwartej fali koronawirusa, to wszystko zależy od jej siły. Liczymy się z tym, że może być różnie, dlatego nadal zachowujemy szczególne środki ostrożności w szpitalu. Wykonujemy przy tym szczepienia przeciw koronawirusowi - do tej pory wykonaliśmy ich około 6 tysięcy. Uważam, że dużo, biorąc pod uwagę fakt, że zajmują się tym i inne podmioty medyczne.


Dziękuję za rozmowę
Bogusław Bieńkowski