Subwencja oświatowa na otarcie łez

ZŁOTY STOK (inf. wł.). Przez długie lata subwencja oświatowa liczona dla gminy była wystarczającą, przez co nie powodowała drenowania budżetu lokalnego. Taka sytuacja panowała do roku 2016. Później - niestety - zaczęły się schody.

Mimo że w złotostockich placówkach oświatowo-wychowawczych dzieci ubywa, wcale nie spadają koszty ich funkcjonowania. Trzeba m.in. zapewnić wynagrodzenia nauczycielom, pokryć skutki nowych zadań, które spadają na gminy w tym dziale gospodarki. Ostatnimi czasy w ciągu roku z gminnego portfela należało wyciągać w granicach 500 - 700 tys. zł, aby zapewnić stabilną działalność oświaty.

- Przybywa nam nauczycieli. Dobrze, że jest takie założenie, aby dzieci z niepełnosprawnościami były w szkole, bo wtedy subwencja jest wyższa. Mamy jednak klasy 13 - 15-osobowe i czterech nauczycieli wspomagających. Nawet zwiększona subwencja nie pokrywa więc kosztów funkcjonowania placówek, więc powinien w końcu zostać całkowicie zmieniony algorytm subwencji. U nas już nie da się bardziej optymalnie zorganizować oświaty - wskazuje na problem burmistrzyni Grażyna Orczyk. - My nie dopłacaliśmy przez jakiś okres dlatego, że mieliśmy tylko jedną szkołę i gimnazjum podlegające pod jednego dyrektora, jednego księgowego i z jedną administracją. Obecnie już nie mamy z czego schodzić, gdyż stan tej kadry jest mocno uszczuplony.

Aby więc zapewnić w miarę normalną działalność oświaty samorząd Złotego Stoku wykłada budżetowe pieniądze, które przydałyby się przecież na inne pilne zadania. Panuje obawa, że w którymś momencie przyjdzie mu bezradnie rozłożyć ręce.
(bwb)